Byłam na spacerze, który spacerem miał nie być. Miałam myśli, których być nie powinno.
Zaczynam powoli przeklinać tą świetną pamieć do słów i zdarzeń. Coraz częściej zastanawiam się, ile w Jego słowach było prawdy...
Na ile było to prawdziwe uczucie... Nie zaprzeczam. On umie pięknie pisać o uczuciu (przeczytałam notki), mówić, deklarować...
Ale słowa to za mało. Zaczynam wątpić. Za niecałą godzinę półrocznica.
Wiem, że nie pamięta. Nawet nie łudzę się. Niedługo moje urodziny. Nic niezwykłego. Nie celebruję tego dnia. Ale obiecał przed wyjazdem, że
ten dzień spędzimy już razem. Zobaczymy...
Chyba tryskam jadem, ale nie lubię niejasnych sytuacji. Wolę najgorszą prawdę od najsubtelniejszego kłamstwa.
Czy za dużo wymagam? 10 dni... Odliczamy?
Więc jaki sens
w kochaniu jest
gdy wokół miejsca brak
dla spalonych serc ?
Od 9:30 walczę w kuchni. Przebieranie porzeczek (jejku kto je zrywał razem ze ślimakami :/) robienie dżemiku...
Męczy mnie to :/. Poparzyłam się parą :/. Dżem ma być kwaśny, ale nie za bardzo. I cukru też nie za dużo, ani za mało:?
Zastanawiam się więc jaki powinien być :] Mam nadzieję, że nie wyrzucą mnie z hukiem razem z dżemem ;) i sokiem ;)...
Przyznam się sama- napisałam do Niego wczoraj wieczorem. Właściwe w nocy... Było mi tak źle i podświadomie się czegoś bałam.
On nadal milczy...
A 22 lipca jest nasza półrocznica...zastanawiam się, czy Mu przypomnieć?
Bo wiem, że jeśli tego nie zrobię- nie będzie pamietał.
Wiem, też jeśli i tego dnia się nie odezwie- to popłyną cichutkie łzy... Co robić? Co?