Zadzwonił.
On...
Mój Marek...
Nadal tak bosko mój...
Oschłość i chłód, który sobie obiecałam stopniał, gdy tylko usłyszałam Jego głos...
Zapytałam czy...
Tak. Nie zmieniło się...
A ta chwila Jego zawahania, kiedy przeżywałam koszmar, była spowodowana pojawieniem się innej osoby.
Tak jak czułam.
Ale ona nic nie znaczy, nic się między nimi nie wydarzyło...
Nic nie jest ważne...
Między tym wszystkim okazało się, ze moi rodzice są niedaleko Niego.
Może rodzinne spotkanie?
Mój...tak bosko mój...
Gdzie Ty- tam ja, z woli dusz, mimo burz, ja Cię kocham no i już..
Hmm...dziś data, która jest nierozerwalnie zwiazana ze mną...
Osiemnaście lat temu, w sobotni poranek, około 7:17 przyszła na świat dziewczynka...
Taka sama jak wiele innych przed nią i po niej...
Głośnym krzykiem oznajmiła całemu światu swą obecność, łudząc się, że będzie coś dla niego znaczyła...
Rosła, a wraz nią jej marzenia. Realizowała swe cele...
Popełniała błędy, odnosiła sukcesy...
Po prostu żyła.
Dziś jest dumną dorosłą, śmiało patrzącą w słońce. Gotową na rozpoczęcie nowego rodziału swego życia... Jak słusznie zauważyli rano sms'em jej rodzice: dziś wkracza w dorosłość.
Staje sie pełnoprawnym członkiem społeczeństwa.
I jak dorosły czlowiek była dziś w pracy, przepracowała 7 godzin.
Dostała bukiet kwiatów i pióro Parkera. Odebrała telefony i smsy z życzeniami.
Nie za dużo... tylko tych, którzy o niej naprawdę pamiętają...
Teraz juz wie, w czyich myślach gości...
Nowy miesiąc, nowy rozdział, nowa ja...
Czas już osuszyć łzy, ukoić ból i uciszyć rozszalałe serce...
Swoje dorosłe życie zaczynam dziś sama... Nie ma koło mnie nikogo.