Motylem będę...
Gdybym nie przyjeżdzała do domu, to chyba zagłodziłabym się na śmierć.
Moje piękne, niedawno kupione jeansy spadają ze mnie. Mogę je spokojnie zdjąć bez rozpinania. W sumie nic dziwnego. Ograniczyłam jedzenie do niezbędnego minimum.
Niestety, w domu trzeba zachować pozory normalności. Ale i z tym sobie poradzę. Najwyżej to, co przytyję w weekend zrzucę w tygodniu. A dziś kolega zwrócił mi uwagę, że praktycznie nie mam ciałka .
Nie odpyskowałam, zlekceważyłam.
On nie słyszy w domu ironicznych uwag od Taty, że przytył i wygląda jak kluseczka .
Nie musi znosić narzekań Mamy na jej wagę, na to, że jest za gruba wyglądając jak patyk.
To nie on, słyszy od Ukochanego- Prosiaczku .
I naprawdę mało mnie obchodzi, że jakiś domorosły psycholog znalazłby przyczyny mojego zachowania na podłożu psychicznym, nieświadomej rywalizacji itp. itd.
Za dużo w tym siedziałam. Wiem jakie mogą być konsekwencje.
Wiem, że u każdej odbywa się to podobnie.
Wiem, że każda mówi mi się to nie przytrafi .
Dobrych rad nie będę wysłuchiwać.
Ostrzeżenia lekceważę.
W końcu jeszcze mi sporo brakuje do upragnionego wyglądu...