Wiara...nadzieja...miłość...
Nadzieja...że po latach będziemy gotowi na związek...
Miłość...w którą wierzę, w której pokładam nadzieję...
Co się stało?
Łatwo się domyślić- mes od Niego...
Bez żadnych zapewnień, ani gwarancji...
Gdzieś między wersami znalazłam ślady uczucia.
Kochał...i kocha...
Lecz...
Najprwadopodobniej zostanie tam już...W dalekich Niemczech...
Pierwsza reakcja? Szok. Zaskoczenie. Bolesne: tak myślałam. Bezsensowne łzy... Ale tylko kilka.
Świadomość, że mam u siebie gościa, któremu muszę zapewnić komfort wypoczynku, sprawiła, że wzięłam się w garść.
Wyciszyłam się.
Uspokoiłam.
W sercu- wdzięczność, za czas który był nam dany...
W sercu- uczucie, które się będzie tliło wiecznym ogniem...
W sercu- spokój i cisza...
W sercu- świadmość, że On był tym pierwszym ... Tym, o którym będę mówiła ze wzruszeniem...
Miłość polega na tym, żeby osobie kochanej umożliwić rozwijanie się i dbać o jej szczęście.
Niech chwyta okazję, realizuje marzenia...Niech będzie szczęśliwy...
A ja?
Chcę, żeby pamiętał mnie taką jaką kochał. Lekko zwariowaną, zaskakującą...szczęśliwą. Nawet jeśli przyjdzie mi kłamać na mój temat.
Nie cofnę się...Zbieram skrawki swoich marzeń, po to by On mógł spełniać swoje...
Bez wyrzutów.
Nie cicha rezygnacja...lecz cicha walka...
A kiedy spotkania przyjdzie czas może spojrzymy sobie w samo dno naszych dusz...
I dochodzę do wniosku, że to przez co musiałam przejść niedawno miało mnie przygotować na ostateczny cios.
Bo czasem trzeba wyrządzić mniejszą krzywdę, by ochronić przed tą większą...
Silna nie gniewem, lecz spokojem...
Mocna nie nienawiścią, lecz miłością...
I nade wszystko...zakochana w człowieku, który na pewno był wart moich uczuć...