...
Pierwszy etap naszego związku polegał na widywaniu się w weekendy...
Drugi- co dwa tygodnie.
Bywało ciężko, ale nigdy nie aż tak odkąd zaczął się trzeci...
Mamy się codziennie...
Zawsze jest świadomość, że wystarczy przejść tylko przez małą uliczke, żeby znaleźć się w ciepłych ramionach.
Już złe kilometry nas nie dzielą..
A jednak coraz gorzej znoszę rozstania.
Nawet te kilkugodzinne.
Bałam się, że im dłuzej i częściej będziemy z sobą, tym bardziej nasz związek nam spowszednieje, aż w końcu nastąpi to, co zawsze.
Tymczasem odkrywam jak różnorodnie możemy spędzać czas.
Czuję, że zależy mi na Nim coraz bardziej.
Bardziej niż wtedy .
Ciekawe co szykuje los...
Bo nie może być aż tak dobrze...
Skąd nadejdzie cios?