Lubię kiedy...
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.
Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.
I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.
Kaziemierz Przerwa Tetmajer
Czuję się jak ta kobieta z wiersza... I nie chodzi wbrew pozorom o sex (bo nie było =)), ale o tę bliskość...
Tę świadomość, że jest się z drugą osobą, a nie że jest ktoś obok...
W takie dni jak dziś wierzę, że to co się tworzy (wytworzyło?) między Kochaniem a mną ma szanse przetrwać czekające nas próby...
Obserwatorowi z zewnątrz dzisiejszy wieczór wydałby się zwyczajny...ot normalna para- spacer, trochę u Niego, wieczór u niej... Komedia romantyczna... Nic specjalnego...
I każdemu, kto tak stwierdzi dam pstryczka w nos i powiem, że się bardzo myli =)
Niezwykłość tkwi w prostocie i zwyczajności. Trzebą ją tylko odkryć...