W końcu weekend. =) Nareszcie mogłam się wtulić w ramiona Kochania i zapomnieć o wszystkich troskach.
Od wielu tygodni nie spędziliśmy takiego wieczorku... Lekko senna atmosfera.Do tego jakieś filmy... Bosko =][(czy wszyscy Maturzyści 'odreagowują stres' pomaturalny na imprezach z %?)- Kochanie chyba miał lekki headache ;)że o chrypce nie wspomnę (hmmm... tak po pewnym czasie stwierdziłam, że nawet sexi brzmi ;) co jednak nie zmienia faktu, że uwielbiam Jego szept :) Ech te %...]
Odreagowałam sobie tym sposobem po ciężkim tygodniu w ALMA MATER . Tja...dni dłużyły mi się niemiłosiernie- mimo, że opuściłam poniedziałek i wtorek. Wagary. Ok- nawet nie można powiedzieć, że na nie poszłam. Zwyczajnie nie mogłam podnieść się z łóżka. Dwa dni leżenia, praktycznie bez ruchu. Powiedziałam dzisiaj o fakcie Mamie... zaczęłam coś w stylu: Mamo...zrobiłam coś głupiego...
Jak się później okazało ostro Ją wystraszyłam. Po wyjaśnieniu sytuacji stwierdziła, że to nie były wagary. I że rozumie, że źle się teraz czuję. Luz...ciężar z serca...
Za 12 dni wszystko się wyjaśni. 1 czerwca. Dzień Dziecka. Szpital. Badania. Krew. Białe ściany. Rutyna. Dziewczynka w niebieskiej koszulce ze Snoopym. Praktycznie wyglądająca jak dziecko wśród tych 50-60-latków(tylko w takim wieku ludzie tam leżą). Znowu pytania: Ile masz lat dziecinko? , głupie stwierdzenia: taka młodziutka i zdziwienie pielęgniarek na mój widok (zwłaszcza ostre jak wchodzą do sali z textem: Pani K. Patrzą na mnie i nie wiedzą jak się dalej zwracać. Wplatają między pani, 'ty'...)
I właściwie nie wiem po co to wszystko- nie poprawiło się, tylko pogorszyło. Kolejne 3 miesiące praktycznie bez jedzenia (no ok- warzywa + owoce
Czy można tak zwyczajnie przerwać milczenie między dwojgiem ludzi? Bez żadnego
ostrzeżenia? Bez prób pojednania z drugiej strony? Odezwać się i zburzyć czyjś spokój? Rozbudzić uśpioną pamięć i kazać wracać do wspomnień?...Nie ma takiego prawa?
Nie można? Nie powinno?...
Nie...to nie jest love story. Raczej historia dość osobliwej przyjaźni między pewną dziewczynką a pewnym chłopcem. Nazwijmy ją Justyna, jego- Wojtkiem. Dwoje nieznanych ludzi przypadkowo odnajduje sie w świecie. Jak? Banalnie...(przynajmniej ja na wsółczesne czasy. Dla pewności dodajmy, ze chodzi o XXI wiek) Ona znudzona weszła na chat. Sama nie wiedząc po co. Jak zwykle otworzyłą jakąś stronę z poezją. Uwielbiała Szymborską, więc zachłannie zaczęła delektować się poezją noblistki. Rozkoszowała się każdym słowem. Zniesmaczyła się, gdy zauważyła, że ktoś się podłączył. "Jakiś chłopak. Przeszkadza mi. Pewnie nikt specjalny..." - przemknęła jej myśl lotem błyskawicy. Dość powolnie odpisywała na jego pytania. Była raczej oschła. Aż w końcu chłopiec rozdrażniony jej odpowiedziami, rzucił: "Lubisz czytać?" . Dla osamotnionej w swej pasji dziewczynki pytanie zabrzmiało jak muzyka. "Tak" - odpowiedziała szybko. "Naprawdę?" - chłopiec był zaskoczony. Rozmowa potoczyła się błyskawicznie. Trwała kilka godzin... 6,7? Chłopiec i dziewczynka jak to bywa wymienili sie mailami. Ona miała napisać pierwsza.
I tak zrobiła to. Napisała. Coś krótkiego. Dostała odpowiedź. I zaczęło się: maile, rozmowy na gadu (on założył dla niej...).Niestety tylko w weekendy (dziewczynka uczyła się w innym mieście i wyjeżdzała na dni szkolne z domku). Cóż dla dwóch tak samotnych osób i to było niezwykłe. Wspólne tematy, myśli tak podobne, iż wydawały się wypowiedziane przez jedną osobę. Unia dusz... Silny związek rozłożony na około 400 dzielących ich km. Wojtek i Justyna zaprzyjaźnili się, lecz czuli niedosyt jaki zostawiał e-kontakt. Po 7 m-cach znajomości postanowili sie spotkać. Face to face.
Wojtek przyjechał z rodzicami w sobotę. Ona była akurat na imprezie u koleżanki. Spotkali się w niedzielę. Zobaczyła go już w oddali. Była pewna, że to on. Charakterystyczna kremowo-pomarańczowa kurtka. Odezwała się zwyczajnie: Cześć. Na początku lekkie speszenia, a później-choć byli uważani za nieśmiałych- nie mogli nacieszyc się "prawdziwą rozmową". Justyna oprowadziła przyjaciela po swoim mieście. Kilka godzin minęlo im tak szybko. W poniedziałek chłopiec wracał do siebie. Pożegnanie. Uścisk rąk.
Nadal rozmawiali. Teraz bardziej przekonani byli o swoim pokrewieństwie. Aż w końcu...coś zaczęło się psuć.. Nie wiadomo kiedy. W listopadzie ostatnia rozmowa. Dziewczyna przyjęła do wiadomości jego argumenty i choć się nie zgadzała- pozwoliła mu odejść. Traciła przyjaciela...kogoś tak ważnego dla niej przez 13 m-cy. Nie rozumiała jego argumentów: że musi...Że nie potrafi tak dłużej...
Justyna często zastanawiała się czy Wojtek jeszcze o niej pamięta. Czy wspomina? Czy może już kutryna zapomnienia okryła jego umysł... Nazywał ją 'swoją Justynką" od zawsze...Odkąd się znali? Nie...to dla niej było niemożliwe. Znała go zawsze...
To Wojtek obawiał się, że ona się znudzi i odejdzie. Pomylił się... Widziała jego opisy na gadu i nie odzywała się. Cały czas miała maile, numer...
W końcu postanowiłą przełamać barierę. Po około 7m-cach obopólnego milczenia.
Nic niezwykłego- sygnałek. Telefon milczał uparcie. Zniechęcona brakiem odpowiedzi zajęła się czymś. Po jakimś czasie zauważyła sms. Z drżącym sercem go otworzyła. Sucha treść: 'Kto Ty?' Nie ukrywajmy, nie tego się spodziewała. Ale jak mogła być tak naiwna sądząc, że Wojtek ma jeszcze jej numer? Odpisała, ze przeprasza. Pomyliła numer. Myślała, ze to ktoś znajomy. Na jego: 'Może. Nie znam tego numeru. Albo nie pamiętam.' odparła, że na pewno pomyłka. Kolejny raz przeprosiła. Gdy wróciła jej współlokatorka (pamiętamy, ze uczyła się poza miejscem zamieszkania;)) rzuciła zdawkowo, że usłyszała odpowiedź na nurtujące ją pytanie od pół roku. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała, ale odzyskała równowagę.. Była już gotowa raz na zawsze zerwać z przeszłością. Na reszcie...
Jej pozorny spokój został naruszony już na początku następnego dnia. 13, piątek.Wesoło, nie ma co. Wyjęła spokojnie telefon. SMS... Pewnie od Kochania. Choć pora była niezwykła... chwilkę po 8. Rząd literek ułożyl się jednak w wyraz: Wojtek. Treść krótka, ale wstrząsnęła ją: 'Justyna?' Co odpisać? Przyznać się? Czy udawać? Poradziła się koleżanki. Ostatecznie potwierdziła. On: 'Tak? Justyna?' Odpisała coś. Nawet nie wiedząc, czy sensownie. 'Ta Justyna? Ta Justyna?? Wciąż masz mój numer?' Wątpił? Nie wierzył? Czy bawił się? Odpisała, że może "ta", a może zwyczajna. Że ma numer. Wciąż. I czy jest tym aż tak zdziwiony. 'Jesli "ta" to sie dziwi :> Jeśli nie "ta" to nie wiem która. Ale jeśli to "ta" "ta" "TA" Justyna to bardzo mnie to dziwi :> Ale to raczej nie możliwe że "TA"..." Niemożliwe? Nie ma rzeczy niemożliwych, są trudno wykonalne... "To nie możesz być Ty. Tamta Justyna wykasowała by mnie nie tylko z pamięci ale i na pewno mój nr fona, po tym co zrobiłem... Nie jesteś tą Justyną :/ echNie" Nie była? Nie jest? Aż tak trudno mu uwierzyć? On naprawdę myśli, ze tak łatwo wykasować z pamięci tyle znajomości? "Nie można. Ale można próbować... Nie wiem co napisać. Przestałbym milczeć dopiero jakbym zdał na studia. To by było chyba za późno.. Ja.. Nie wiem.. Nie piszę.. A co.. Właściwie.Co słychać?"
Co słychać? W oddali zgiełk miasta. Turkot samochodów. Niesforny wiatr igrał z jej włosami. Słońce ciepłymi promieniami muskało twarz. Ogólnie... dobrze słychać. "Cała Ty :> U mnie też dobrze słychać." Jak dobrze...to dobrze. W sumie ucieszyła się. Napisała, że to może nie cała ona. Tylko połowa. Nie zrozumiał. "Już tylko w połowie? A gdzie reszta Ciebie? Hehe oddana zapewne w dobre ręce :>" W połowie to znaczy, ze niewiele zostało z tej dawnej Justyny. Jest inna. Zmieniła się. A moze tak sie tylko jej wydawało. Nie napisała jednak tego. W dobre ręce? Od razu przypomniała się jej treść ogłoszenia: oddam psa w dobre ręce. Dobre. Najlepsze, bo jej pomyślała o swoim Kochaniu . "Też nie umiałem wykasować wszystkiego z pamięci, ale się starałem. Bo to za wcześnie żeby jedna osoba była całym światem. Potrzebowałem czasu, racja. Nie wiem co mam teraz robić. Wiesz nie wiem nic. Myślałem że Cię straciłem a Ty nagle się odzywasz. Jestem szczęśliwy ale nie wiem co robić. Zupelnie." Całym światem? Ona? Nigdy nie patrzyła na tę znajomość w ten sposób...Wojtek był dla niej bardzo ważny, uwielbiała z nim rozmawiać...ale... Ona nie ma prawa decydować, co on ma robić. To jego decyzja. Wybór.
"Ech... :> tak. No to będę musiał dużo i długo myśleć.. Żebym w ogóle mógł coś napisać. Mam pustkę w głowie Justynka. Czy ja nawet mogę jeszcze pisać do Ciebie "Justynka", pozwalasz? :/ Nie wiem. To kim ja w ogóle teraz jestem? Człowiek- nadzieja, napisałaś tak po prostu żeby nie żałować? Tak.. Hmm" Nie tak po prostu. Przecież myślała o tym. Już dużo wcześniej,ale za każdym razem brakowało jej odwagi, by podjać decydujący krok. Chciała wiedzieć, czy jeszcze ją pamięta. Czy nie zapomniał... "Pamiętam. Trudno zapomnieć" Mówi to jej? Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie chciała wprowadzać zamieszania w jego- zapewnie ułożone już- życie. "Tak ułożyłem sobie to prawda. Poznałem fajną narkomankę, kilku złodziei i paru, którzy wyszli z więzienia. Chciałem wejść w kręgi, żeby zobaczyć jak to jest. Fajni ludzie. Później robiłem sobie sznyty w szkole, aż do krwi. To wezwali panią pedagog. Uwierzyła mi, że się nie pocięłem tylko kot mnie zadrapał. Ale jak to ujęłaś ułożyłem sobie życie.. Ja niestety napisać nie mogłem chyba ze na gg. Raz byłaś już dostępna, ale przeczytałem opis i to ja stwierdziłem, że ułożyłaś sobie życie i nie chciałem przeszkadzać, burzyć Ci tego co tam sobie zbudowałaś na moich gruzach." Na jego gruzach? Poczuła się winna. Ale to nie ona odeszła praktycznie bez słowa. Ułożyła życie? Fakt-otaczali ją inteligentni ludzie. Żaden margines. Miała swoje Kochanie . Ale to nie stało się ot tak... Przecierpiała swoje. Dowiedziała się o chorobie (nie, nic strasznego. Ot małe utrudnienie wżyciu codziennym. ale d sie z tym żyć). Jej życie 'troszkę' się zmieniło. Czerpała siły z wewnętrznego przekonania, że musi być dobrze. Przemilczala jednak to. Odpisała, że nie budowała nic na jego gruzach. Nie wiedziała, że tak się potoczyły jego losy. Gdyby mogła- pomogłaby. Starałaby się...(syndrom Zbawiciela?- wtrącenie narratora, czyli moje;))
< br> "Oj co Ty mówisz. Dobrze, że zbudowałaś. O to mi chodziło. Nie pamiętam opisu. Dobrze się stalo Justyna. A masz chłopaka? :)" Nie lubiła określenia "mieć kogoś'. Czy człowieka można 'mieć'? To przecież nie przedmiot. Swoje przemyślenia zostawila dla siebie. Była z kimś. Już 4 miesiące. Cudowny człowiek .. A on...związał się z kimś? Powinien...
"Nie mam. No coś Ty, ja i dziewczyna..No widzisz wszystko Ci się ułożyło :) A co on na to, że postanowiłaś mi puścić sygnał? Wciąż zamierzasz na studia w W-wy?" Kochanie wiedział. Chyba rozumiał, ale był neutralny. Studia? Kierunek się nie zmienił. Medycyna. Onkologia. Miejsce już dawno uległo modyfikacji.
"No to rzeczywiście jakiś w porządku chłopak. No i dobrze :) Bardzo mnie to cieszy. Ech"
Jej Kochanie właśnie przyszedł do niej. Jej komputer potrzebował wprawionej, męskiej ręki. Napisała do Wojtka, żeby przy odrobinie czasu/chęci odezwał sie do niej- numer ma. Chyba... Już nie była niczego pewna.
"Mam numer. Prawdopodobnie sie odezwę. Jakby co to Ty też pisz do mnie na gg czy nafona. Cieszę się bardzo, że masz chłopaka i jesteś szczęśliwa. O to mi chodziło" Odparła, że tym razem on pierwszy powinien się odezwać. I żeby już się nie wykosztowywał. (Jakby nie liczyć sporo wydał na smsy...) Nie zrozumiał... "No co Ty. Pewnie że nie moim kosztem. To Ty puściłaś mi sygnał :> a zreszta spoko ja się wyzbyłem czegoś takiego jak uczucia :D pa :)" Nie skomentowała. Puściła sygnał. Kochanie nadal walczył z PC. Zresztą wybierali sie na "Szeregowca Ryana"(aha...już ja widzę to oglądanie...;))
Po 2 godzinach u Kochania , prawie przed samym wyjściem- sms: "Dziwnie jakoś się teraz czuję. Jakoś tak.. Dziwnie. Chociaż w sumie, to wiem sam, chyba, niepotrzebnie to piszę? Nie wiem czy to schiz może. Może mam tylko loty jakieś. Nie mam słów na to wszystko. No i teraz wiemy że jesteśmy szczęśliwi, wszystko się ułożyło. No tak. Ale to wszystko dziwne, mam jazdy aż.." Aż co? Dziwne? "Aż jazdy mam. Chore loty. Bo to jakieś wszystko jest po prostu dziwne."
Dziwne? Nie raczej zwykłe... Nie zrozumiał. Kolejny raz... "Zwykłe mówisz? Yhy. To jest wszystko zwykłe. Ano w sumie racja. Ja lotów nie mam a to wszystko jest normalne. Ok. To w takim razie pa..."
Odpisała dopiero po półgodzinie. Znowu nieprecyzyjnie ujęła myśli. Czy to 'pa' było definitywne?
Nie doczekała się odpowiedzi. I chyba odpowiedziała sobie sama...
Znowu odzyskała spokój...? Pytanie Czy było warto? W życiu najbardziej bolą stracone szanse. Może ona nie chiała kiedyś obudzic się rano i stwierdzić, ze już za późno. Wyjaśniona i klarowna sytuacja. Spokój ducha... Nareszcie! I nie sama ale ze swoim Kochaniem ...