Jak to pozory mylą, o dziadzieniu i bzdur...
Taką szczerą, przy której popłynęło kilka łez.
I wtedy stało się cyk! , i notka znikła.
W normalnych warunkach cholera by mnie wzięła, ale akurat zaczął się brazylijski tasiemiec, więc ruszyłam swoje utoczone przez Święta hmmm...cztery literki przed telewizor.
Polepszyło się.
Ogłupiający świat brazylijskich intrygantek sprawił, że doceniłam zwyczajność, szarość, monotonność i przewidywalność swojego jakże fascynującego życia.
W końcu wiem, że moim ojcem nie jest stryjeczny wujek cioci Almandy, która spała z ciotecznym bratem wujka dziadka Izydora.
A matką bratanica ojca Armanda, męża ciotki wujka Izydora, który sypiał z cioteczną siostrą swojej sąsiadki, która okazała się jego matką.
Po prostu nuda i zwyczajność.
Z rzeczy fascynujących, arcyważnych i wpływających na koleje świata i nędznego ludzkiego życia:
- przybyli monterzy zwiastujący dobrą nowinę, na wiosce, w której przyszło mi studiować założyli nam net.
- zakupiliśmy czerwony odkurzacz, bo niebieski był brzydki- ciągnie jak szalony i pozwolił odgruzować naszą norkę
- nie przeklinam w domu, w sensie oduczam się- na uczelni nie przeklinam a na moim konkubencie (jak to genialnie brzmi :/) wyładowuję nadmiar złej energii
- mam tydzień wolny, który będziemy musieli odrobić, przed sesją.
Z rzeczy bulwersujących i zasługujących na karę śmierci:
- przespaliśmy Sylwestra i Nowy Rok- nikomu (czyli ani mi, ani konkubentowi) nie chciało ruszyć się do lodówki po szampana
- producent Żubrówki
- wścibskie babsztyle
I tym pozytywnym akcentem należy zakończyć tą jakże pozytywną notkę.