A little story...
On - inteligentny, lubiany, przez koleżanki z klasy uważany za ideał chłopaka (ze swoją dziewczyną jest ponad 3 lata, ona uwaza się za szczęściarę, ufa mu całkowicie)
Ona - atrakcyjna koleżanka z klasy, od pewnego czasu związana z kimś.
Sytuacja: biwak
Miejsce: sala wykładowa, gdzie nocuje 20 osób.
Akcja: On i Ona spędzają z sobą noc na czułościach. Pocałunki,pieszczoty, ten sam śpiwór. Różne "dziwne" odgłosy...
Sens: Chłopak, którego uważałam za naprawdę wartościowego okazuje się zwykłym prymitywnym facetem. Po wszystkim powiedział Jej, że dla takiego czegoś, On nie ma zamiaru rujnować swojego związku, bo kocha swoją dziewczynę.
Rok później...
Ci sami bohaterowie, miejsce, akcja...
Powtórzone słowa...
Przywilej młodości?
Słowo kocham jakoś szyderczo mi brzmi w tej sytuacji...
Sens: Stracili oboje... Współczuję Ich partnerom. Zwłaszcza tamtej, oszukiwanej dziewczynie...
Wierzy naiwnie w Jego słowa, zapewnienia..
Zastanawiam się ilu takich wartościowych mężczyzn jest wkoło? Z iloma rozmawiam nie zdając sobie sprawy, jacy są naprawdę...
Zastanawia mnie sens całkowitej ufności wobec partnera... I ogólnie zarys prezentowanej tu miłości.
Tamtej, zdradzonej nikt nie powiedział.
Nikt nie chce mieć na sumieniu Jej szczęścia...
Jej łez...
...
Czuję jakiś dziwny niesmak w stosunku do Niego i Niej.. Zresztą nie jestem odosobniona w swojej opinii...
Bez sensu z taką miłoscią.
A może jest jakiś sens? Tylko ja tego nie widzę? Może mnie ktoś uświadomić?
Jeszcze bedzie tak ze jego dziewczyna ujzy na oczy i zostawi go dla lepszego, bardziej jej wartego.. a on wtedy bedzie zalowac.. bo naprawde ja kocha.. to tylko chwilowe uniesienia.. mlodziencze bledy ktore kazdy z nas popelnial.. ale wlasnie one nas duzo ucza...
Przynajmniej takie jest moje zdanie!
kocha i zdradza?? więc jednak chyba nie kocha...
Dodaj komentarz